Tu gdzie mieszkam na północy Anglii zaobserwowałam zupełnie nowe dla mnie zjawisko. Otóż w okresie letnio- jesiennym w żadnym sklepie nie można było kupić kaloszy. Jeśli były to jakieś wybrakowane sztuki gdzieś głęboko schowane. Dziwiło mnie to niezmiernie, szczególnie, ze deszcze tu padają często gęsto i takie obuwie wydawało mi się niezbędne do poruszania się po mieście w okresach mokrych. Jednak moje zdziwienie sięgnęło zenitu gdy w połowie listopada zrobił się wysyp. No normalnie urodzaj, każdy sklep miał w ofercie przynajmniej dziesiątki różnych modeli kaloszy. No dobra lepiej późno niż wcale, jednak powód zrozumiałam dopiero całkiem niedawno. Gdy spadł pierwszy śnieg wszyscy ludzie zaczęli zakładać kalosze!!! Myślałam sobie, biedni ludzie nie wiedzą co to zima ;), Potem w sklepach zaczęłam odkrywać całe działy przeznaczone specjalnym skarpetom do kaloszy co zaczęło układać mi się w jakąś logiczną całość. Jednak pełne zrozumienie przyszło gdy moje własne zdezelowane 2 letnie kozaki doszczętnie przemokły a zamówione buty leżały gdzieś na samochodzie kuriera którego pokonał 5 centymetrowy śnieg na drogach. Jedyne dostępne obuwie w domu nadające się do przechadzania się po białym przemoczonym puchu to były kalosze zakupione w Primarku w okresie letnim. Założyłam ciepłe skarpety, wbiłam się w panterkowe kalosze i niczym rasowa Brytyjka ruszyłam przez śnieg do sklepu. I ooo faktycznie to działa! Przyczepność niesamowita, zero poślizgu, zero problemu z mokrym topniejącym śniegiem, czy innym pośniegowym błotem.
Wiecie, ze to jest niezły patent, a do tego jaka oszczędność, jedne buty a można w nich chodzić cały rok :) Tak od teraz pośniegowe błoto mi niestraszne, chodzę w kaloszach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz