środa, 10 kwietnia 2013

Wiedza i nauka

Tym kilku osobom, które jakimś cudem podczytują tego bloga, wydawać się może, że piszę tylko o negatywnych aspektach życia na emigracji - w szczególności tej brytyjskiej. Ale życie przecież nie jest usłane różami - no chyba , że tymi kolczastymi. A po drugie o plusach to każdy wie i słyszy. Łatwiejsze życie, benefity i tak dalej tak dalej. Jednak aby łatwiej się żyło i do tego miało te słynne benefity to trzeba się troszkę napracować. Do tego w zderzeniu z szarym brytyjskim życiem i tutejszymi realiami, może się okazać, że tu wcale nie jest tak super fajnie. A jak wiadomo lepiej za wczasu być przygotowanym, niż później się poważnie zdziwić.

Ostatnio trafił mnie szlag najjaśniejszy. Za sprawą kilku lekarzy i dwóch farmaceutów. Tutejsza opieka medyczna pozostawia wiele do życzenia, mimo nowoczesnego sprzętu i o wiele lepszych możliwości diagnostycznych, tutejsi lekarze są bardzo oporni na jakiekolwiek próby, na każde schorzenie przepisują paracetamol i tyle. Paracetamol jest najlepszy na wszystko - no własnie nie jest. Antybiotyk to jeden - też na wszystko i już, prosto i skutecznie się im wydaje. Tylko, że prosto to to może i jest ale na pewno nie skutecznie.
Jako, ze mam swoje przyzwyczajenia i wiem jakie leki działają na mnie najlepiej postanowiłam poszukać odpowiedników tu na miejscu. Pierwszy szok przeżyłam u lekarza, który stwierdził, że on mi nie powie nic bo on nie zna łacińskich nazw substancji czynnych. Ok, pomyślałam, może jakaś niedoinformowana. Jednak gdy już w kolejnej aptece usłyszałam, że oni mi nie pomogą ,bo to "nie jest po angielsku" (noż kurde oczywiście, że nie jest, bo to łacina - uniwersalny język medyczny!!!) to mnie po prostu trafiło. No przepraszam to ja zwykły człowieczek po najzwyczajniejszym zarządzaniu i marketingu  mam pojęcie o składnikach leków, choćby tych podstawowych a tu farmaceuci nie?? To o co tu chodzi?
Postanowiłam się nie poddawać i mimo wszystko znaleźć odpowiednik naszej rodzimej polopiryny C, bo w okresie przeziębień jest to lek niezbędny w mojej domowej apteczce. Nagle przypomniały mi się różne polskie reklamy leków (o dzięki Ci Panie za telewizję!!) i EUREKA!! No więc pytam farmaceutę o aspirynę. Coś mi gdzieś się kołacze w głowie, że aspiryna również jest na bazie tego kwas acetylosalicylowy (czy jak mu tam było), No tak tak jest aspiryna  służy do tego tego i tego. Hmm ok, poszłam do półki, poczytać ulotkę i szczęka mi opadła. W leku o nazwie Aspirine, substancją czynna w jakiejś tam ilości jest..... ASPIRIN!!! No cóż... pozostało mi się wrócić do domu, zajrzeć do wujka google i utwierdzić się tylko, że szłam we właściwym kierunku. Substancją czynną jest potrzebny mi właśnie kwas acetylosalicylowy Jednakże do chwili obecnej aż mnie trzęsie, jak to możliwe że w takim rozwiniętym kraju jest taki system edukacyjny, czyli co jak już nie jest po angielsku to się nie da? Czyli co jeśli mam swoją historię szpitalna i tam jest wszystko po łacinie to już nie będą w stanie dojść do tego co mi było? Paranoja jakaś dla mnie. i do tego te składy leków, no normalnie jak dla idiotów, Aspiryna w aspirynie.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz